Urodził się 22 marca 1957 r. w Warszawie jako syn Janusza Kaczmarskiego, malarza i recenzenta sztuki, który przez wiele lat był prezesem Zarządu Głównego Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Anny Trojanowskiej-Kaczmarskiej – malarki, pedagoga i historyka sztuki. Z niezawodnym wyczuciem ironii dziejów sam bard o swoim poczęciu opowiada tak:
„O ile wiem, poszło o miłość. Było tak. Dziadek chciał czy mógł załatwić mamie studia w Paryżu, ale mama pojechała za tatą najpierw do Leningradu, potem do Kijowa. A ponieważ był to koniec stalinizmu, rok 1955, 1956, zobaczyli na własne oczy, jak wygląda ten wymarzony ustrój, jak funkcjonuje. I – jak to się mówi – łuski spadły im z oczu. Tam też zostałem spłodzony, a dokładnie, podczas burzy na Morzu Czarnym, podczas wycieczki rodziców statkiem 'Rossija’ – dawniej 'Adolf Hitler’.”
Przyszły pieśniarz uczęszczał do renomowanego warszawskiego XV Liceum Ogólnokształcącego im. Narcyzy Żmichowskiej. Następnie w roku 1980 ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, pracę magisterską pisząc z literatury Oświecenia u prof. Zdzisława Libery. Nosiła ona tytuł „Postać Stanisława Augusta Poniatowskiego w poezji okolicznościowej jego epoki”. Można powiedzieć, że ta formacja intelektualna wyraźnie wpłynęła na twórczość Kaczmarskiego. Jego pieśni często wykorzystują ulubioną w Oświeceniu figurę alegorii (znaku lub opowieści, które na poziomie dosłownym mówią o czymś, lecz ich rzeczywisty, „ukryty” sens jest inny). Majstersztyk pod tym względem stanowi Ballada katyńska – seria zaprzeczonych porównań mówiących, czym nie jest mogiła w smoleńskim lesie. Oświeceniowy rodowód (choć nie tylko, gdyż można tu sięgać do epok jeszcze dawniejszych) ma również opowiadanie o teraźniejszości za pomocą historycznych, przeważnie antycznych aluzji. Sam pieśniarz mówił wreszcie, że upadek Pierwszej Rzeczypospolitej, jaki nastąpił w tej epoce, stanowi dla niego podstawowe odniesienie historiozoficzne. W charakterze ciekawostki można zaś dodać, że według tradycji rodzinnej dalekim krewnym poety był Jakub Jasiński, oświeceniowy literat, żołnierz i rewolucjonista.
Równolegle ze studiami Kaczmarski rozpoczął karierę muzyczną. Jego debiut przypada na rok 1976 (miał on miejsce podczas Warszawskiego Jarmarku Piosenki), choć same teksty niektórych piosenek powstały znacznie wcześniej. Autor Murów był związany z kabaretem Pod Egidą Jana Pietrzaka – w stylu kabaretowym, choć bliższym akurat Wojciechowi Młynarskiemu, utrzymana jest na przykład Ballada o przedszkolu. Na lata siedemdziesiąte datuje się też początek długotrwałej i owocnej współpracy Kaczmarskiego z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim. Pierwszy ich wspólny program – Mury – powstał w roku 1979; potem były jeszcze Muzeum oraz Raj.
W roku 1979 Kaczmarski otrzymał nagrodę na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie za utwór Obława, a w 1981 – nagrodę dziennikarzy na festiwalu w Opolu za Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego, wciąż pozostające jedną z najbardziej cenionych jego piosenek. Rosjanin był zresztą postacią bardzo przez Kaczmarskiego poważaną. Autor Obławy – napisanej zresztą w wieku 17 lat i wzorowanej na Wysockiego Polowaniu na wilki – skorzystał nawet z pomysłu mistrza, pisząc piosenkę Czołg oraz przetłumaczył kilka jego utworów. Koncert Wysockiego, który przyjechał do Polski w roku 1974, zawsze był zaś dla Kaczmarskiego ważnym i często przywoływanym wspomnieniem.
W momencie wprowadzenia w Polsce stanu wojennego – 13 grudnia 1981 – Kaczmarski przebywał we Francji w trasie koncertowej. Nie zdecydował się wówczas na powrót do kraju. Później żył głównie z występów, część zysków przeznaczając na wspieranie podziemnej Solidarności. W roku 1984 zaczął pracować w Monachium dla Radia Wolna Europa. Został członkiem redakcji Rozgłośni Polskiej tego radia, prowadził audycję „Kwadrans z Kaczmarskim” oraz pisał komentarze polityczne dla głównego serwisu informacyjnego „Fakty. Wydarzenia. Opinie”. Pracował tam do roku 1994, kiedy to polska sekcja radia została zlikwidowana (główną misją radia jest nadawanie audycji do krajów niedemokratycznych, a Polska od paru lat już się do nich nie zaliczała).
Od roku 1990 Kaczmarski często przebywał i koncertował w Polsce. Jego pierwsza od 9 lat trasa koncertowa ze Zbigniewem Łapińskim zaowocowała płytą Live, która w roku 2001 osiągnęła status Złotej Płyty, co wówczas oznaczało sprzedaż ponad 50 tys. egzemplarzy. Trio Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński współpracowało jeszcze przy płytach Wojna postu z karnawałem (1993) oraz Sarmatia (1994).
W roku 1995 Kaczmarski wraz ze swoją drugą żoną Ewą (która w swoim czasie w Monachium pomogła mu wyjść z nałogu alkoholowego) oraz z dziewięcioletnią wówczas córką Patrycją osiedlił się w Australii, niedaleko Perth. Za odwołanie do tej decyzji można uznać piosenkę 1789 oraz powstały już na nowym kontynencie album Dwie skały, którego tytuł odnosi się do formacji geologicznej znajdującej się nieopodal jego miejsca zamieszkania. Tym razem emigracja, pomimo znacznej odległości geograficznej, nie zamykała jednak drogi do występów w Polsce.
W roku 2001 Jacek Kaczmarski obchodził dwudziestopięciolecie pracy twórczej, co upamiętnił za pomocą płyty Dwadzieścia (5) lat później, z tytułem odwołującym się jednocześnie do dwudziestolecia Solidarności. Rok później, w marcu 2002, wykryto u niego raka przełyku w zaawansowanym stadium. Kaczmarski zdecydował się na kosztowną i skomplikowaną terapię w Austrii, licząc na to, że uniknie operacji trwale uszkadzającej mu struny głosowe. Zorganizowano wówczas liczne koncerty połączone ze zbiórkami pieniędzy. Niestety, nie dało to rezultatu – mimo obiecujących początkowych efektów po dwóch latach walki z chorobą Kaczmarski zmarł w jednym z gdańskich szpitali 10 kwietnia 2004 roku.
W dziedzinie gry na gitarze Kaczmarski był samoukiem, co doprowadziło do rozwinięcia przez niego nietypowej techniki. Wynikła ona z odwrotnego trzymania gitary – i to pomimo tego, że sam autor leworęczny nie był. Otóż tacy gitarzyści zazwyczaj odwracają ułożenie strun na gryfie, tak by na dole znajdowały się te same struny, co u gitarzysty praworęcznego, trzymającego instrument w sposób normalny. Kaczmarski tego nie uczynił, co pociągało za sobą konieczność innego niż jest to ogólnie przyjęte wykonywania chwytów. Sam muzyk twierdził, że z czasem zauważył, iż pomaga mu to w nadawaniu specyficznego brzmienia akordom basowym.
Inną ciekawostką muzyczną jest przyznawanie się do wpływu technik… pianistycznych w przypadku piosenki Obława:
„Chciałem tu przekazać wrażenie gonitwy, chaosu i stąd taki rytm. Jeśli chodzi o poziom trudności tej techniki, to bez wątpienia przy jej opanowaniu pomogła mi gra na pianinie, gdzie podstawą jest luźny nadgarstek. Tego rytmu nie da się grać zbyt długo przy usztywnionej dłoni.”
Nie licząc tych technicznych osobliwości, w dziedzinie muzyki Kaczmarski pozostawał tradycjonalistą. Mówił:
„Staram się być wierny jednej zasadzie: komponując muzykę, opieram się na wzorcach klasycznych. Nie stosuję standardów jazzowych, bluesowych, rockowych czy popowych. Chyba że ma to czemuś służyć. Ale to zdarza się rzadko.”
Nie stronił natomiast od muzycznych cytatów i stylizacji – przykładowo Z pasa słuckiego pożytek wykorzystuje melodię poloneza.
W tekstach piosenek Kaczmarskiego dwie kwestie natychmiast zwracają na siebie uwagę: wysmakowana ironia oraz umiejętność ponownego opowiadania tekstów kultury w taki sposób, że wciąż budzą one zainteresowanie słuchacza bądź wręcz wyrażają nowe, nieznane oryginałowi treści. Streszczeniem powieści Bolesława Prusa jest na przykład piosenka Lalka – w której prosty refren („Rzeckiemu śni się Bonaparte / Wokulski kocha Izabelę”) za każdym razem nieco inaczej komentuje te same zwrotki. Prawdziwe mistrzostwo osiągnął jednak Kaczmarski w pisaniu o obrazach. Opisom dzieł sztuki (czyli tzw. ekfrazom) poświęcony był cały program zatytułowany Muzeum, przygotowany wspólnie z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim.
Nawiązania do malarstwa pojawiają się zresztą w twórczości Kaczmarskiego bardzo często. Dość przypomnieć Zatrutą studnię odwołującą się do serii obrazów Jacka Malczewskiego, ironicznych Szulerów według Grających w karty Caravaggia, gdzie oszuści i oszukiwany niespodziewanie zamieniają się miejscami, bądź Ambasadorów, wiernie oddających zamysł Hansa Holbeina, którego obraz traktuje o przemijaniu, czy cały program Muzeum. Mniej powszechnie znane – poza Rublowem – są piosenki oparte na filmach Andrieja Tarkowskiego: Stalker oraz Ofiara.
Kolejną wyrazistą cechą tej twórczości jest niebywała umiejętność stylizacji. Świadczą o niej utwory takie, jak Epitafium Brunona Jasieńskiego, którego tekst naśladuje nie tylko charakterystyczny dla poety rytm (czternastozgłoskowiec 7+7 przeplatany trzynastozgłoskowcem z męską, akcentowaną klauzulą), ale i zaskakujące, awangardowe metafory i neologizmy przedwojennego futurysty: „A ja wdycham Londynu grypogenne opary / I smakuję Paryża zapleśniały roquefort”. W ogóle częstą strategią pisarską autora Krzyku była tzw. liryka roli, to jest wypowiadanie się w czyimś imieniu, na przykład w piosenkach Luter, Jan Kochanowski czy w brawurowym Śnie Katarzyny – ale też w tekstach wzorowanych na zasłyszanych opowieściach zwykłych ludzi. Metodę tę doskonale podsumowała Joanna Boss:
„Autor często […] w obrębie swoich piosenek udziela głosu zwierzętom, postaciom z obrazów, bohaterom literackim, prostym ludziom, którzy opisując siebie lub sytuację, w jakiej się znajdują, rysują równocześnie w sposób niekoniecznie świadomy obraz i koloryt rzeczywistości, której część stanowią.”
Umiejętności stylizatorskie Kaczmarskiego bardzo ułatwiały mu odnoszenie się do historii kultury, mówienie o przeszłości głosem możliwie do niej zbliżonym, a zarazem współczesnym. Doskonałe naśladownictwo nie oznaczało jednak pełnej akceptacji – wręcz przeciwnie, teksty tego rodzaju wyrażały tyleż samo afirmacji, ile wątpliwości. Doskonały przykład stanowi tu Z XVI-wiecznym portretem trumiennym rozmowa, z początku sprawiająca wrażenie manifestu konserwatysty, z czasem jednak prezentująca coraz bardziej zniuansowaną wizję naszego bagażu historycznego. Jeszcze w innych przypadkach rozmowa o przeszłości staje się przypomnieniem koszmaru i naszej za niego współwiny. Prof. Jerzy Jedlicki nazwał tę strategię pisaniem „ku przerażeniu serc”, co szczególnie dobrze odnosi się do cyklu pieśni nawiązujących do Trylogii Henryka Sienkiewicza i wyrażających wątpliwości odnośnie postaw jej bohaterów.
Z uwagi na publiczny obraz Kaczmarskiego jako barda, często zapomina się o humorystycznym aspekcie jego utworów. A przecież zdarzały mu się na przykład brawurowe wykonania piosenek Stanisława Staszewskiego (tych samych, które później znalazły się na płycie Tata Kazika), parodiowanie głosu Boba Dylana w głębokiej skądinąd balladzie o wyobcowaniu artysty bądź własne teksty o dużym ładunku komizmu. Spośród nich wyróżnić wypadałoby balladę Czaty śmiełowskie, jak również kilka innych utworów również zawartych na płycie Pochwała łotrostwa.
Pomimo tego wyczucia żartu i ironii Kaczmarski był zasadniczo przeciwny optymistycznemu odczytywaniu swoich piosenek. Mury (1978), śpiewane do melodii L’estaca Katalończyka Lluísa Llacha (która to piosenka skądinąd była traktowana jak wyraz protestu przeciwko dyktaturze generała Franco), zostały co prawda uznane za nieoficjalny hymn Solidarności, lecz sam autor konsekwentnie trzymał się innej interpretacji.
„Ja 'Mury’ napisałem w 1978 roku jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych. Usłyszałem nagranie Lluísa Llacha i śpiewający, wielotysięczny tłum i wyobraziłem sobie sytuację – jako egoista i człowiek, który ceni sobie indywidualizm w życiu – że ktoś tworzy coś bardzo pięknego, bo jest to przepiękna muzyka, przepiękna piosenka, a potem zostaje pozbawiony tego swojego dzieła, bo ludzie to przechwytują. Dzieło po prostu przestaje być własnością artysty i o tym są 'Mury’. I ballada ta sama siebie wywróżyła, bo z nią się to samo stało.”
Wobec potocznego, optymistycznego rozumienia ballady jej autor wykonał dwa istotne gesty polemiczne. Pierwszym z nich była melancholijna piosenka znana jako Mury’87 bądź Podwórko. Zaczynała się ona od słów: „Jak tu wyrywać murom zęby krat, / Gdy rdzą zacieka cegła i zaprawa? / Jakże gnijącym gruzem – grzebać stary świat, / Kiedy nowego nie ma czym i – na czym stawiać?”, w refrenie zamiast murów pojawiały się groby. Na koncertach artysta niejednokrotnie prowokował publiczność, grając dynamiczny wstęp do Murów tylko po to, by po nim wykonać Podwórko. Drugim była zmiana ostatnich wersów po obaleniu komunizmu w Polsce, kiedy to Kaczmarski zamiast w czasie przeszłym zaczął śpiewać w teraźniejszym: „A mury rosną, rosną, rosną / łańcuch kołysze się u nóg”. Świadectwem szerszego, ogólniejszego rozumienia takich piosenek-przypowieści jak Mury czy Obława niech będzie z kolei taka wypowiedź:
„To nie są tak naprawdę piosenki antykomunistyczne. Podobnie jak większość utworów Wysockiego są to utwory upominające się o wolność i godność jednostki. Komunizm jako system wyjątkowo prześladujący jednostkę nie jest monopolistą.”
Dziedziną twórczości Kaczmarskiego, która wciąż pozostaje niedoceniona, są jego powieści. Przynajmniej pierwsza z nich – Autoportret z kanalią – wzbudziła w swoim czasie sporo publicystycznego szumu. Przedstawia ona bowiem w krzywym zwierciadle polskie środowiska opozycyjne. Tytułową kanalią jest student Daniel Błowski, przyjaciel powieściowego Kaczmara, zakochany w tej samej co on dziewczynie, a przy tym współpracujący ze Służbą Bezpieczeństwa i władzami PRL-u. Sam Kaczmar także daleki jest od ideału – pojawia się choćby (oparty na własnych przeżyciach autora) wątek alkoholizmu. Sam autor w nieprzyjemnym, turpistycznym charakterze świata przedstawionego w powieści widział próbę przywrócenia równowagi, jakiej brakuje większości opowieści o tamtych czasach:
„Starałem się tylko wyrównać ten obraz, który w książkach powstałych po’89 roku był mitologizowany: My bohaterowie podziemia, my emigranci organizowaliśmy pomoc dla Polski, wpływaliśmy na zachodnią opinię publiczną itd. To wszystko prawda, tylko że w wymiarze ludzkim wyglądało to trochę inaczej.”
Powieści Kaczmarskiego z reguły intensywnie wykorzystywały wątki autobiograficzne: Plaża dla psów stanowi pokłosie pobytu w Australii, O aniołach innym razem powraca do tematu nałogu, rzucając go tym razem na tło przemian w Polsce w roku 1989, Napój Ananków jest natomiast… połączeniem wspomnień z czasów pracy w Radiu Wolna Europa z powieścią fantastyczną, opowiadającą o legendarnym ludzie żyjącym gdzieś za Uralem. Dodatkowo w książce tej pojawia się wątek homoseksualny.
Twórczość autora Obławy często znajdowała odzew u innych artystów. Ograniczę się tu do kilku tylko przykładów. Muzyka Kaczmarskiego odegrała istotną rolę w filmie Ostatni dzwonek w reżyserii Magdaleny Łazarkiewicz według scenariusza Włodzimierza Boleckiego (1989). W roku 2007 grający reggae zespół Habakuk wraz ze specjalnie zaproszonymi gośćmi (wśród których byli m.in. Muniek Staszczyk i Patrycja Kaczmarska) nagrał płytę A ty siej…, na której wykonano 13 piosenek Kaczmarskiego. Ten sam zespół ma w dorobku również Mury śpiewane na melodię Get up, stand up Boba Marleya.
Skutki sławy Kaczmarskiego jako pieśniarza bywały często dwuznaczne, jeżeli chodzi o literacką recepcję jego utworów. Jak pisze Krzysztof Gajda, skądinąd autor pracy doktorskiej poświęconej temu twórcy:
„Jacek Kaczmarski zaistniał w polskiej kulturze powojennej jako autor tekstów i kompozytor piosenek. Ten wybór gatunkowy sprawił, że mimo ogromnej popularności, jaką cieszyła się jego twórczość (…), nie stała się ona dotychczas obiektem obszerniejszych analiz literaturoznawczych.”
W ostatnich latach sytuacja szczęśliwie się zmienia, o czym świadczą liczne prace magisterskie, wyszczególnione na poświęconej autorowi stronie Wikipedii. Wypada więc żywić nadzieję, że miejsce Kaczmarskiego w literaturze zostanie w końcu prawidłowo rozpoznane.
foto: TVP/PAP – Ireneusz Sobieszczuk
tekst: http://culture.pl/