Ani „euroentuzjazm”, ani „eurosceptycyzm”, lecz „eurorealizm”
Profesor Paruch wyjaśnia, że podstawową cechą wizji PiS dotyczącej polskiej polityki zagranicznej jest eurorealizm, w przeciwieństwie do eurosceptycyzmu i euroentuzjazmu. „Euroentuzjazm i eurosceptycyzm stały się stanowiskami dogmatycznymi, a reprezentantom tych punktów widzenia nie udało się dojść do kompromisów ani nawet zmodyfikować swojego zdania na podstawie trendów międzynarodowych, a w szczególności sytuacji w Europie” – wyjaśnia.
Profesor Paruch podkreśla, że z punktu widzenia PiS niewłaściwy jest podział na sceptyków i entuzjastów.
Dla entuzjastów UE stopniowo stała się priorytetem wobec państwa, które ma prawo ograniczać suwerenność państw członkowskich, a nawet ingerować w ich politykę wewnętrzną. Dla euroentuzjastów (głównie liberałów, postępowców) UE jest postrzegana nie jako organizacja międzynarodowa, ale raczej jako podmiot typu „superpaństwo”.
Mieszkańcy tego superpaństwa mają reprezentować społeczeństwo ponadnarodowe (czy raczej postnarodowe). Zwolennicy tej tendencji oczekują, że po zakończeniu tego konstruktywistycznego eksperymentu powstanie federacja europejska – superpaństwo zbudowane na gruzach narodów europejskich.
Dla PiS „jest to zafałszowanie i wypaczenie europejskiej rzeczywistości, zdominowanej przez narody i reprezentujące je państwa z własną tożsamością polityczną, ukształtowaną przez proces historyczny […] Nie ma Europejczyków. Nasz kontynent jest zamieszkany przez różne narody, a wspólne cechy, które zawdzięczamy chrześcijaństwu, nie wystarczą do stworzenia europejskiego demosu”.
Dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego brak tego demosu oznaczał zarówno brak tożsamości europejskiej, jak i europejskiej opinii publicznej. W wywiadzie ze stycznia 2006 roku dla PAP śp. prezydent podkreślał, że „Europejczycy określają się raczej jako Polacy, Niemcy, Francuzi, Duńczycy itd. […]”. Z punktu widzenia Lecha Kaczyńskiego elementem spajającym UE jest „solidarność państw członkowskich zbudowana wokół wspólnych interesów”.
Profesor Paruch podkreśla, że większość teorii dotyczących integracji wywodzi się z myśli liberalnej. „Następujące elementy są zakorzenione w liberalizmie: (neo)funkcjonalizm, teoria komunikacji, podejście międzynarodowe, instytucjonalizm i wielopoziomowy system zarządzania. To właśnie dla liberałów UE stała się przedmiotem naukowych analiz i prognoz, a także argumentem przemawiającym za tym, że stosunki międzynarodowe uległy zasadniczym przemianom o charakterze historycznym. Ale dla realistów Unia jest tylko jedną organizacją międzynarodową, którą należy analizować na podstawie naszej wiedzy o stosunkach międzynarodowych, o polityce zagranicznej i państwie. »
Politolog z Lublina wysuwa teorię, że sceptycy również nadinterpretują polityczną rolę UE, widząc w niej „zagrożenie dla narodu i państwa polskiego z punktu widzenia tożsamościowego, mentalnego, cywilizacyjnego, kulturowego, społecznego i gospodarczego.”
Dla sceptyków Unia Europejska stanowi zaprzeczenie integracji europejskiej, dlatego – ich zdaniem – Polska powinna działać poza tą Unią, która godzi w interesy narodowe, atakuje wartości chrześcijańskie i zagraża demokracji, przypominając czasami nawet ZSRR.
Podczas publicznego posiedzenia PiS w 2019 r. poseł Konrad Szymański zwrócił uwagę na to, co interpretuje jako dwie formy populizmu: jeden antyeuropejske, drugi euroentuzjastyczny. Według niego „pierwszy rozkwita poprzez hasła nacjonalistyczne, drugi w imię UE […]”.
Waldemar Paruch potwierdza, że wybór eurorealistycznej orientacji PiS, podobnie jak jego stosunek do NATO, ma charakter „głęboko ideologiczny”. Dalej wyjaśnia, że cechą eurorealizmu jest „powszechna akceptacja integracji, ale z ważnymi zastrzeżeniami:
1) w kierunku pewnych tendencji do tworzenia ponadnarodowej przestrzeni publicznej;
2) w kierunku stopniowego przenoszenia ważnych kompetencji z państw członkowskich na instytucje europejskie;
3) w kierunku stopniowego tworzenia najpierw superpaństwa potem federacji europejskiej i narodu europejskiego jako bazy społecznej;
4) wobec procedur i negocjacji właściwych systemowi politycznemu Unii Europejskiej, które zastępują wartości, na których Wspólnota powinna się opierać. »
Dla lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego samo członkostwo w UE (czy NATO) nie powinno być postrzegane jako sukces. Według niego tak naprawdę liczy się postawa rządu w ramach tych organizacji. Jeszcze przed wejściem Polski do UE w 2004 roku Jarosław Kaczyński przekonywał, że warunkiem sine qua non członkostwa jego kraju powinna być pewność zachowania suwerenności.
Waldemar Paruch wyjaśnia, że dla PiS wejście do UE było zarówno koniecznością historyczną, jak i pragmatycznym wyborem. Liderzy PiS uważali, że odmowa wejścia do UE skazałaby Polskę na pozostanie w orbicie Moskwy. W 2002 roku Jarosław Kaczyński podsumował tę sytuację, mówiąc, że Polska po prostu „nie miała wyboru”.
Cztery lata później jego brat bliźniak Lech miał jednak wyjaśnić podejście swojej partii do członkostwa w UE. „[…] Jestem za Unią Europejską. Twierdzenie, że jestem jednym z przeciwników Unii, jest nieporozumieniem”. Podkreśli też, że jego zdaniem wejście Polski do UE to „ogromny sukces„.
Demokratyczny deficyt instytucji UE
Według kierownictwa PiS jednym z najważniejszych czynników decydujących o pozycji Polski w grze europejskiej pozostaje suwerenność państwa. Dlatego już w 2002 roku PiS sformułował postulat zmiany polskiej konstytucji w celu zagwarantowania wyższości praw konstytucyjnych Polski nad prawami traktatowymi UE, wzorując się tym samym na Niemczech. Kluczowe słowa europejskiej wizji polityki PiS są suwerenność, solidarność i wolność.
Profesor Waldemar Paruch wspomina w swojej książce, uszczegóławiając myśl polityczną braci Kaczyńskich, że z myślą o wejściu do UE „domagali się poszanowania dwóch zasad:
- wszystkie decyzje traktatowe przenoszące kompetencje państwa na UE powinny być zatwierdzane w referendum;
- Trybunał Konstytucyjny musi mieć prawo do oceny zgodności traktatów UE z Konstytucją RP”.
Jak wskazuje w swojej książce Waldemar Paruch, krytyczny stosunek kierownictwa PiS do instytucji europejskich nie jest nowy. W 2005 roku bracia Kaczyńscy opublikowali dokument pt. Polska katolicka w chrześcijańskiej Europie, w którym domagali się „wpisania do Konstytucji Europejskiej wzmianki o Bogu i chrześcijańskim dziedzictwie Europy”.
Profesor Paruch przypomina, że ten dokument (opublikowany na krótko przed zwycięstwem PiS w wyborach parlamentarnych w 2005 roku) zawiera ostrą krytykę UE. Z fragmentu tekstu dowiadujemy się, że w pewnych skrajnych przypadkach „UE wspiera degenerację, patologie moralne, a nawet zbrodnie uważane za wyraz wolności człowieka i symbol otwartego społeczeństwa”. Waldemar Paruch podkreśla następnie, że takich ataków nie znajdziemy już w przyszłych programach PiS, zwłaszcza w latach 2014-2019.
W dalszej części książki podejmuje wypowiedź wybitnego profesora Krzysztofa Szczerskiego, byłego bliskiego doradcy prezydenta Andrzeja Dudy na temat instytucji europejskich. „Instytucje europejskie […] same w sobie nie mogą być podstawą własnej władzy […] Na podstawie traktatów tylko państwa członkowskie mogą przyznawać kompetencje, ponieważ to one posiadają kompetencje w zakresie kompetencji”. Innymi słowy, instytucje UE są postrzegane jako narzędzia stworzone, aby pomagać państwom członkowskim i działać na rzecz wspólnego dobra. »
Dzień po zwycięstwie PiS w wyborach parlamentarnych jesienią 2015 roku stosunki między Brukselą a Warszawą nagle się ochłodziły. Z perspektywy konserwatywnego rządu polskiego winę za ten stan rzeczy ponoszą lewicowo-liberalni eurokraci.
Do dziś PiS krytykuje instytucje UE za to, co Waldemar Paruch formułuje jako „politycznie motywowaną ingerencję w wewnętrzne kwestie polityczne państw członkowskich”. Dlatego polscy przywódcy domagają się od instytucji unijnych zaprzestania poszerzania zakresu kompetencji i trzymania się tego, co jest zapisane w Traktacie Lizbońskim w tej dziedzinie w duchu poszanowania zasady pomocniczości.
Ponadto kilka osobistości PiS, w tym europoseł Jacek Saryusz-Wolski, podkreślają „podwójne standardy” praktykowane wobec Polski w kontekście reform wymiaru sprawiedliwości. Rzeczywiście, ostatnie reformy polskiego sądownictwa umieściły Warszawę na celowniku głównego nurtu UE, pomimo tego że nowe ustawodawstwo w tym zakresie wygląda bardzo podobnie do tego, co znajdujemy w kilku krajach Europy Zachodniej (zwłaszcza w Niemczech i Hiszpanii).
Waldemar Paruch przywołuje wówczas krytykę liderów PiS pod adresem Parlamentu Europejskiego. Były marszałek Sejmu Marek Kuchciński powiedział w 2016 r., że model parlamentaryzmu europejskiego „ma wady konstrukcyjne i źle się sprawdza”.
Jako rozwiązanie tych problemów Marek Kuchciński zaproponował wzmocnienie roli parlamentów narodowych jako – według niego – jedynych gwarantów prawidłowego funkcjonowania UE. Marek Kuchciński rekomendował zwrócenie się do parlamentów państwowych z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, ze względu na ich „silną legitymację demokratyczną”. Po drugie, stanowią one „platformę komunikacji między UE a obywatelami”.
Spośród trzech głównych instytucji UE (Parlamentu, Komisji i Rady) Rada Europejska jest uważana za najbardziej uprawnioną, ponieważ zasiadają w niej szefowie państw i rządów.
Wspomniane wyżej elementy dotyczące krytyki instytucji europejskich przez partię Jarosława Kaczyńskiego nie są oczywiście wyczerpujące. Mogą jednak dostarczyć pewnych wskazówek wyjaśniających fakt, że PiS należy do grona konserwatystów i reformatorów w Parlamencie Europejskim. Jak wspomniano powyżej, liderzy PiS ostro krytykują funkcjonowanie UE nie po to, by niszczyć ją od wewnątrz, ale w nadziei na poprawę jej funkcjonowania.
Pragmatyzm polityczny: „skazani na rywalizację”
Politolog Waldemar Paruch zwraca uwagę na aksjologiczną próżnię obserwowaną przez PiS wokół kwestii członkostwa w NATO i UE. Przypomina to słowa pisarza Bronisława Wildsteina, że „intelektualna atmosfera wokół członkostwa w NATO i UE, choć korzystna dla naszego kraju, miała być ostatnim aktem naszej historii”.
Ale Waldemar Paruch przypomina, że z punktu widzenia PiS członkostwo Polski w tych dwóch organizacjach było okazją do prowadzenia owocnej gry politycznej na arenie międzynarodowej, pod warunkiem, że przynależność ta została wykorzystana w sposób przemyślany, racjonalny i pragmatyczny.
W kontekście polityki międzynarodowej lubelski politolog wyjaśnia, że PiS wychodzi z fundamentalnego założenia, zgodnie z którym porządek świata nie jest konstytuowany na podstawie międzynarodowych standardów, ale raczej równowagi sił między różnymi państwami „historycznie skazanymi na rywalizację między sobą”.
W nadziei na zwycięstwo konieczne jest zatem wzmocnienie potencjału politycznego Polski, zwłaszcza z punktu widzenia porównawczego w stosunku do sąsiadów. Również w nadziei na utrzymanie konkurencyjności, PiS zawsze był (bardzo) krytyczny wobec dołączenia Polski do strefy euro.
W tym samym duchu jest to powód, dla którego PiS „przywiązuje tak dużą wagę do pewnych czynników bezpośrednio wpływających na potencjał państwa, takich jak demografia, wojsko, gospodarka, system polityczny, edukacja, kultura, tożsamość […] Bez organizacji tych sektorów państwo nie byłoby w stanie odgrywać ważnej roli w międzynarodowej konkurencji w ramach UE […]”.
Zdaniem politolog Joanny Saneckiej-Tyczyńskiej, eurorealistyczna postawa PiS opiera się na trzech założeniach. Po pierwsze, racja stanu musi mieć pierwszeństwo nad integracją europejską. Po drugie, suwerenność państw członkowskich ma pierwszeństwo i jest ważniejsza niż Unia, ponieważ to ona stworzyła wspólnotę europejską poprzez dobrowolną umowę międzynarodową. Po trzecie, charakter Unii jest a fortiori konfliktowy, biorąc pod uwagę samą naturę stosunków międzynarodowych.
Cytowana przez Waldemara Parucha Joanna Sanecka-Tyczyńska wyjaśnia, że jedną z cech myśli politycznej PiS jest wypracowywanie różnych scenariuszy (lub wariantów) w polityce międzynarodowej. Wymienia „sześć scenariuszy wymyślonych przez Jarosława Kaczyńskiego dotyczących przyszłości integracji europejskiej:
- powrót do integracji gospodarczej
- utworzenie ogólnoeuropejskiej federacji
- Unia wielu prędkości
- podporządkowanie UE kolaboracji niemiecko-rosyjskiej
- regionalne rozdrobnienie wspólnoty europejskiej
- rozwiązanie UE. »
Każdy z tych wariantów wymaga strategii politycznej dostosowanej do rozwoju przyszłych wydarzeń.
Profesor Paruch kontynuuje opis eurorealizmu według PiS, twierdząc, że przywódcy tej partii odrzucają dychotomię integracja/suwerenność. Dla braci Kaczyńskich wejście do UE miało wzmocnić suwerenność Polski. Zgodnie z tą logiką „więcej Europy” niekoniecznie musi rymować się z „mniej Polski”.
Dla PiS wejście do UE w 2004 roku było oczywiste „ze względów geopolitycznych, historycznych, cywilizacyjnych i kulturowych […] PiS uważał UE za organizację międzynarodową złożoną z suwerennych państw członkowskich, które dobrowolnie współpracują ze sobą […] jako międzynarodowe środowisko, w którym mogą być realizowane różne scenariusze i warianty, w dużej mierze zależne od polityki prowadzonej przez Warszawę”.
Waldemar Paruch deszyfruje fakt, że Prawo i Sprawiedliwość traktuje UE jako instrument, z którego Polska powinna korzystać w realizacji swoich interesów. Taka postawa oznacza odmowę postrzegania UE jako podmiotu politycznego, ale raczej jako platformy współpracy między suwerennymi, wolnymi i równymi państwami. Zgodnie z tą wizją, Polska słusznie została członkiem UE, ponieważ łączy się to z korzyściami na poziomie wewnętrznym (modernizacja) i zagranicznym (efekt dźwigni).
W tym celu zacieśnienie współpracy regionalnej między krajami Europy Środkowej było w oczach braci Kaczyńskich niezbędne. „Europa Środkowa jest postrzegana przez PiS jako trwały byt geopolityczny, istniejący niezależnie od swojego statusu międzynarodowego, podczas gdy UE pozostaje postrzegana jako podmiot odpowiadający pewnej epoce […] Europa Środkowa jest uważana za czynnik za umacnieniający pozycji Polski w UE”. Sam potencjał Polski nie wystarcza zatem zgodnie z tą logiką, do przywrócenia równowagi sił względem osi Berlin-Paryż.
Waldemar Paruch tłumaczy, że PiS „zracjonalizował” stosunek Polski do integracji europejskiej. „Prawo i Sprawiedliwość postrzega instytucje europejskie jako platformę, na której państwa toczą grę polityczną, rywalizując o zaspokojenie swoich egoistycznych roszczeń. W tym kontekście przywódcy PiS przywraca polityce jej należycie polityczny wymiar oparty na polaryzacji sojusz-wróg […]”.
Dychotomię tę można zaobserwować w kontekście polityki Warszawy wobec NATO.
NATO „czyni świat lepszym”
Stosunek PiS do NATO można podsumować słowami byłego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego na podstawie przemówieniu z 13 marca 2009 roku. „NATO czyni świat lepszym miejscem. Może nie jest to idealna organizacja, ale bez niej świat byłby gorszy”.
Jak wskazuje Waldemar Paruch, wizja polityki zagranicznej Polski różni się od wizji Platformy Obywatelskiej, postrzegane przez konserwatystów jako postawa „klientyzmu” wobec w stosunku do Moskwy i Berlina.
Wstąpienie Polski do NATO w 1999 roku przytłaczająca większość Polaków uznała za niepodważalny sukces. Pozwoliło to Polsce wydostać się z „szarej strefy”, jaka pojawiła się w Europie Środkowej po upadku Związku Radzieckiego.
Już na przełomie XX i XXI wieku bracia Kaczyńscy upierali się, że samo członkostwo w NATO nie wystarczy. Podobnie jak w swoim podejściu do UE, PiS postrzega członkostwo Polski w NATO nie jako cel sam w sobie, ale jako niezbędny pierwszy krok prowadzący do stabilizacji bezpieczeństwa regionu Europy Środkowo-Wschodniej.
Dla PiS NATO stanowi najważniejszą formę wielostronnej współpracy na szczeblu polityczno-wojskowym oraz gwarantuje bezpieczeństwo i stabilizację kontynentu. Tym samym korzyści gospodarcze płynące z członkostwa w UE ustępują bezpieczeństwu wojskowemu, postrzeganemu jako najwyższy priorytet.
Profesor Paruch tłumaczy, że kluczowa rola Stanów Zjednoczonych w NATO jest czymś zrozumiałym w szeregach PiS. Z tego punktu widzenia przywództwo Stanów Zjednoczonych jest postrzegane nie jako fatalizm, lecz jako stan rzeczy który należy pielęgnować.
W swoim programie z 2009 roku PiS przedstawia trzy filary, które mają kształtować pozycję Polski na arenie międzynarodowej:
- członkostwo w NATO
- partnerskie stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, oraz
- ścisła współpraca z niepodległymi państwami „położonymi na wschód od Unii Europejskiej” – czytaj państwa Partnerstwa Wschodniego, (bez Rosji i Białorusi)
Jednym z pytań ilustrujących postawę PiS wobec NATO jest instalacja tarczy antyrakietowej, która powinna oficjalnie chronić wschodnią część NATO przed potencjalnym atakiem ze strony Iranu czy Korei Północnej. Instalacja tej tarczy antyrakietowej miało stanowić „gwarancję polsko-amerykańskiego partnerstwa strategicznego”.
Członkostwo w NATO i umacnianie pozycji Polski w tej organizacji są postrzegane przez PiS jako kamień milowy polskiej polityki zagranicznej.
Profesor Paruch wymienia w swojej pracy mnóstwo inicjatyw podejmowanych przez najwyższe osobistości związane z tą partią (prezydentów, premierów, ministrów obrony i spraw zagranicznych itp.) mających na celu modernizację armii przy jednoczesnym zwiększeniu obecności wojskowej NATO, w szczególności wojsk amerykańskich, na polskim terytorium.
Jarosław Kaczyński i jego zwolennicy podzielają opinię, że historia Polski daje solidne argumenty na poparcie tezy, że pokoju i stabilności nigdy nie da się na zawsze zagwarantować. Kierując się tą logiką, należy zatem prewencyjnie oprzeć się na dźwigni strategicznej reprezentowanej przez NATO, aby zniechęcić potencjalnego agresora.
Do dziś PiS pozostaje partią polską prezentującą najbardziej proamerykańską linię. Zdaniem byłego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza jest to właśnie jedna z przyczyn sukcesu wyborczego tej partii. Według niego „Polacy szukają poczucia bezpieczeństwa, a jedyną partią, która jasno i zdecydowanie tłumaczy wagę bliskiej współpracy z NATO, a więc de facto ze Stanami Zjednoczonymi, jest PiS. […] Gdyby była lepsza możliwość, moglibyśmy być zainteresowani. Tymczasem naszym głównym partnerem strategicznym są Stany Zjednoczone”.
Życzliwa postawa PiS i jego elektoratu wobec Stanów Zjednoczonych łączy się z ostrą nieufnością wobec Rosji. Silny wschodni sąsiad Polski od dawna postrzegany jest jako główne zagrożenie dla bezpieczeństwa regionalnego oraz integralności terytorialnej krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Wojna czeczeńska (2002), konflikt w Gruzji (2008), katastrofa smoleńska (2010) i jej konsekwencje, oraz starcia na wschodzie Ukrainy (od 2014) i aneksja Krymu wzmocniły obawy polskich konserwatystów w stosunku do Kremla. Nie ulega wątpliwości, że nasilenie konfliktu na Ukrainie od lutego 2022 roku tylko to stanowisko uwydatnia.
Sébastien Meuwissen