POSEŁ NA SEJM RP - OKRĘG 22

MENU

Marek Kuchciński: Portal Archiwum wolności to historia, wspomnienia i szczere emocje

Reaktywowane po ponad 20 latach Przemyskie Towarzystwo Kulturalne, które powstało na przełomie 1989 i 1990 jako kontynuacja ruchu obywatelskiego wyrastającego z Solidarności i opozycji antykomunistycznej, aktywizuje środowisko dawnych działaczy antykomunistycznych i tych, którym bliska jest literatura, sztuka, filozofia, ochrona środowiska. W sobotę 3 grudnia w siedzibie dawnego empiku odbyła się promocja książki „Strych”, w której zamieszczone są wywiady z bywalcami spotkań u Marka Kuchcińskiego – polityków, uczonych, poetów, artystów z Polski z zagranicy. Portal Archwium wolności – ZIEMIA PRZEMYSKA I REGION 1967-1997 (archiwumwolnosci.pl) jest jakby jej kontynuacją – tu również znajdziemy wspomnienia uczestników wydarzeń od lat 60. przekazane bezpośrednio od nich samych, bez dziennikarskich zniekształceń, bez ubeckich filtrów. Szczere rozmowy, często sentymentalne wspomnienia dotyczące życia w PRL-u, konspiracji, miłości, sukcesów, rozczarowań, przyjaźni. Inicjator spotkań Marek Kuchciński podkreślił, że chcemy rozmawiać w taki sposób, by wyłonić jak najwięcej osobistych, czasem sentymentalnych spotkań, emocji. Emocje są ważne nie tylko w polityce, bez emocji stajemy się jakąś formą robotów, które w sposób wyłącznie racjonalny patrzą na świat, a przecież świat jest skomplikowany.

Na portalu oprócz wywiadów i wspomnień dostępne są zdjęcia i materiały archiwalne: Category: Albumy zdjęciowe – Archiwum wolności (archiwumwolnosci.pl)

Na promocję przybyli m.in. prezes PTK dr Jan Musiał, prof. Jan Draus, prof. Jan Majchrowski, prof. Jerzy Piórecki, dyr. Janusz Czarski, Piotr Jegliński, Katarzyna Jeglińska, Wieńczysław Nowacki, Henryk Cząstka, Jan Karuś, Stanisław Kusiński, ksiądz Pępek, o. Andrzej Szpyt, dyr. Jan Jarosz, Lucyna Podhalicz, Piotr Pilch, Waldemar Wiglusz, Stanisław Chęć, Marek Bańkowski, Jolanta Róża Kozłowska, Marek Kamiński, Adam Pawluś, Robert Choma, Beata Kot, Andrzej Matusiewicz, Jerzy Bonarek,  dyr. Narcyz Piórecki, Adam Łoziński, Bogusław Zaleszczyk, Beata Kot, Ilona Stepek, Karolina Bogusz, Wit Siwiec, Dawid Lasek, Ernest Nowak, Ryszard Miłoszewski, Marek Mikrut, Arkadiusz Mazur, Andrzej Paniw, dyr. Wit Wójtowicz, Alicja Guła, Witold Wiśniewski, Krystyna Makara, Janusz Obłąk, Lucyna Czarska, Marek Kamiński, Zenon Zegarski, Zdzisław Szeliga, Artur Brożyniak, Daniel Krawiec,  Brygida Busz, Krzysztof Sałata, Jacek Borzęcki, prof. Knut Ingars Western, Agnieszka Bukowa-Jedynak, Ryszard Miłoszewski, Stanisław Wnorowski, Ryszard Góral

WSTĘP

Strych kojarzy się z miejscem tajemniczym, nieco ukrytym przed przypadkowym gościem. Jednocześnie budzi zaciekawienie tym, co skrywa, jest obietnicą czegoś zakazanego, oazą rzeczy, myśli, wyobrażeń, które zatrzymały się na chwilę w podróży między tym, co powstało w świecie realnym. Doświadczenia zgromadzone na strychu zyskują nowe znaczenie i znów wracają do ludzi. Taki był właśnie „Strych Kulturalny”: podziemna gazeta, która powstawała na poddaszu, w głowach ludzi poszukujących schronienia przed nieprzyjaznym światem.
Nazwa pisma nawiązywała do dziedzictwa pokoleń; zakurzonego, porzuconego gdzieś na strychu, a bez którego ogląd wspólnoty byłby jednak spojrzeniem niepełnym. Dla jednych była to możliwość spotkania ze sztuką, nową myślą, ideą dla innych. Strych kulturalny to więc nie tylko nazwa pisma literacko-artystycznego, to także miejsce spotkań grupy przyjaciół tworzących niezależny obieg kultury. To zaadaptowane poddasze jednorodzinnego domu, wypełnione pracami artystów, obrazami, książkami, z którego widać było okoliczne wzgórza. Przed domem stary kilkudziesięcioletni sad rozłożystych jabłoni z niekoszoną wielokwiatową łąką. Wszędzie dużo zieleni. „Z perspektywy poddasza (strychu) patrzyliśmy na otaczający nas świat, nie zapominając o istnieniu podziemia. Żyliśmy więc trochę dualistycznie: pracując, troszcząc się o codzienne sprawy według reguł komunistycznych, ale duchowo obok – czymś znacznie ważniejszym” – pisał we wstępie do reprintu gospodarz strychu i jeden z redaktorów pisma Marek Kuchciński. („SK” redagowali także Jan Musiał, Mirek Kocoł, potem Mariusz Kościuk).
Odważnych porównań nie boi się choćby profesor Jarosław Piekalkiewicz: Strych miał większe znaczenie, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Atmosfera tych zebrań przypominała mi moje zbiórki w Armii Krajowej. Na strychu, jak i w AK, czuliśmy się wolni. Oczywiście podczas wojny ryzykowaliśmy dużo więcej, bo tortury i śmierć, ale dla nas, jak i dla członków strychu „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”. Uczestnicy strychu ryzykowali szykany od władz; komunistów, a może nawet i aresztowanie, a na pewno trudności w ich karierze zawodowej. Jak i my w AK, byli mniejszością, bo większość Polaków uważała, że trzeba żyć.
„Strych Kulturalny” do dziś jest jednak symbolem. Nie ma w Polsce poważnego eksperta zajmującego się polityką lat 80., który nie widziałby w „Strychu” zarzewia zmian. Nie wybuchł z niego płomień, który strawił całą komunę, ale był jedną z iskier, jakie rozpalały wówczas wyobraźnię. Nawet najwięksi przeciwnicy Marka Kuchcińskiego przyznają, że potrafił w Przemyślu, na obrzeżach Polski, stworzyć miejsce dające znak innym: „Możemy sięgać dalej”, przyciągać znanych myślicieli, dodawać wiary młodym aktywistom. Bo skoro udawało się w Przemyślu, z którego bliżej do dzikich Bieszczad niż na salony wielkomiejskich kanap i wielkoprzemysłowych ruchów robotniczych, to dlaczego nie robić rewolucji gdzie indziej? Uatrakcyjnić ją głębszym namysłem nad człowiekiem, jego miejscem w kulturze, historii, różną ekspresją buntu.
Gdy dziś myślimy o formowaniu się poglądów, natychmiast przyjmujemy obecną rzeczywistość bańki filtrującej. Jako społeczeństwo atomizujemy się na małe grupy. Ramki ideologiczne zakładamy sobie sami, narzuca je też technologia. Dziś poglądy w znacznym stopniu formatowane są przez bezduszne algorytmy internetowych systemów filtrowania informacji. Mają utrzymywać nas w strefie intelektualnego komfortu, spełniania z góry zdefiniowanych potrzeb. Przemyśl lat 80. nie znał takich ram, dzięki temu w jednym miejscu mogła spotkać się kultura niezależna z opozycją rolniczą oraz podziemną Solidarnością. Głęboko katolicka i stęskniona za Galicją inteligencja znajdowała wspólny język z rolnikiem, którego głównym zmartwieniem był kontrolowany skup trzody chlewnej i siermiężna rzeczywistość PGR. W tyglu namiętności hipisowskich buntowników mieszały się słowa biskupa przemyskiego Ignacego Tokarczuka. Tradycyjna, polska religijność zderzała się z logiką niejednoznacznej wiary Wittgensteina.
Można więc powiedzieć, że nie chodzi w tym opracowaniu o jednoznaczne uchwycenie tego, co naprawdę wydarzyło się na strychu niewielkiego domku na obrzeżach Przemyśla. Na zawsze pozostanie to interpretacją ludzi, którzy tam bywali. Bo bywali z różnych powodów, poszli różnymi ścieżkami i to było siłą tego miejsca. Dziś jest on oceniany także przez osobę ówczesnego gospodarza. Człowieka równie trudnego do jednoznacznej oceny, co sam „Strych Kulturalny”. Marszałek Sejmu, bez formalnego wyższego wykształcenia, polityk partii rządzącej, elita politycznego ugrupowania słynącego z pragmatycznego planowania i skuteczności. A może jednak człowiek ze strychu, zgarbiony nad maszyną do pisania marzyciel, usunięty z KUL, otoczony książkami i łaknący wolności podczas długich samotnych wędrówek po Bieszczadach. Ta druga twarz jest niemalże nieznana. Bębniarz w sztuce awangardowej zaangażowany w scenę, którą kroczył Grotowski, i hipis ganiający po lublińskiej łące, zrywając chabry, maki i kąkole oraz kłosy zbóż na polny bukiet dla koleżanek, które dokarmiały go ruskimi pierogami.
Marek Kuchciński odcisnął się najsilniejszym piętnem nie tylko dlatego, że był gospodarzem strychu – po prawdzie nie prowadził pisma przecież samodzielnie – ale miał dar organizacyjny. Potrafił przekonać, kogo trzeba do znalezienia powielacza, umiał wyciągnąć spod ziemi ryzę papieru. Łączył w sobie upór z odwagą. W podziemnej Solidarności nie był znany z politykowania. Na Śląsku i Podkarpaciu wiedziano jednak, że jeśli trzeba przerzucić kogoś zagrożonego internowaniem, to wystarczyło pogadać z Markiem, bo potrafił wyciągnąć z jadącego pociągu ludzi poszukiwanych przez UB. Kuchcińskiego cenili biskupi i szeregowi księża. Zazwyczaj wolał być jednak w cieniu. „Strych Kulturalny” też zazwyczaj odwołuje się do spuścizny intelektualnej, świdrując świadomość rozmówcy nazwiskami filozofów i historyków.
Trudno jednoznacznie określić, czym był i jaki wpływ na świadomość wielu ludzi miał „Strych Kulturalny”. Profesor Krzysztof Dybciak, historyk i teoretyk literatury, eseista, autor wierszy wspomina wydarzenia kulturalne, nazywane czasem „spotkaniami strychowymi” i numery czasopisma: „Były zjawiskami oryginalnymi na mapie niezależnej kultury istniejącej poza strukturami państwa rządzonego przez komunistów. Jedną z niezwykłych cech było zjawisko przyciągania współpracowników nie tylko z Polski. To naprawdę wtedy było wyjątkowe, żeby tylu artystów oraz intelektualistów brytyjskich występowało w małym (jak na europejską skalę) mieście tuż przy granicy Imperium Zła. A gościli w Przemyślu nie byle jacy twórcy, profesorowie Mark Lilla i Roger Scruton to ważne postaci światowej humanistyki. A jednak wiedza o tak cennym zjawisku wolnej kultury w latach 80. jest mizerna”.
Marta Olejnik

Facebook
Twitter

Wydarzenia

Komisje Sejmowe

Prawo i sprawiedliwość

Wyszukiwanie

Archiwum

Archiwum
Przejdź do treści